Amerykanie przyjechali do Polski w czasie tęgich mrozów. Wielu z nich nie miało zimowych mundurów i aż przykro było patrzeć, jak trzęsą się z zimna. Zapytani tłumaczyli, że nie dotarły do nich kontenery z rzeczami, które przypłynęły do Polski statkiem, a potem, już do Żagania koleją. Tak wielka liczba żołnierzy zajęła nie tylko koszary w lesie, ale również zostali zakwaterowani na obozowisku wagonowym na Karlikach.
Skromne warunki, żołnierze nie przyzwyczajeni
Na obozowisku Karliki stoi kilkadziesiąt baraków. Część to stare wagony kolejowe, przerobione na potrzeby polowego zakwaterowania. Mieszkało w nich ok. 100 żołnierzy amerykańskich. Przez Polaków były używane tylko w czasie zajęć poligonowych, sojusznicy zostali w nich na kilka miesięcy...
W każdym baraku mieściły się trzy, piętrowe łóżka, zimą żołnierze szukali w polskich sklepach farelków do dogrzewania. Musieli kupować nowe sprzęty, bo te przywiezione z USA nie pasowały do polskich gniazdek.
- Nie mogę na nic narzekać - mówił 4 lata temu sierżant Seth Houle. - Jest OK! Jeśli jest trochę chłodniej nocą, można ogrzać ręce, dotykając gorącej, metalowej rury, która biegnie dookoła baraku.
Polowe warsztaty
Kilkaset metrów dalej stał wojskowy warsztat naprawczy. To gigantyczny dmuchany namiot. Obok niego stały wielkie dmuchawy, które tłoczyły do środka gorące powietrze. Choć na zewnątrz był mróz, w środku kilkanaście stopni powyżej zera. Amerykańscy mechanicy uwijali się przy naprawie i konserwacji czołgów Abrams i wozów bojowych Bradley.
- Jest tutaj wszystko, czego nam potrzeba do funkcjonowania. Ciepłe kontenery mieszkalne, łaźnie, stołówka. Nasz sprzęt, na którym na co dzień będziemy się szkolić jest również na wyciągnięcie ręki. No i najważniejsze – blisko rozlokowane strzelnice. – mówił kapitan Josh Ruskiewicz, oficer sztabu batalionu.
Polowy sklep na Karlikach
Był nawet sklep kontenerowy na terenie bazy, gdzie żołnierze robili zakupy. Można było kupić wiele – od słodyczy począwszy, skończywszy na artykułach chemicznych. Ale wielu z nich przychodziło do miasta, na zakupy w żagańskich marketach.
Był nawet fryzjer
Prowadzący zakład fryzjerski pan Tomasz był w trakcie strzyżenia kolejnego z żołnierzy amerykańskich. - Moi klienci nie mają szczególnie wygórowanych życzeń. Chcą po prostu być schludnie i krótko ostrzyżeni. Każdego dnia obsługuję kilkudziesięciu stacjonujących tu żołnierzy.
Polub nas na FB
Tuż przed południem ciepły posiłek na stołówce, a na drzwiach zapraszający w dwóch językach napis „jak się masz – how are you?”. Obsługa jest gotowa do wydania kilkuset porcji. Dziś w menu risotto, pyszna wołowina w ciemnym sosie oraz warzywa.
Pozostała garstka
Obecnie żołnierze amerykańscy przyjeżdżają do Żagania tylko na chwilę. Natychmiast rozjeżdżają się po całej Europie, zaś w mieście pozostaje ich garstka, która mieszka w koszarach w Lesie. Czasami żołnierzy widać w sklepach, ale już bardzo rzadko.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?