Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To nie bajka. Krasnoludki uratowały nie tylko Nową Sól, ale pomogły też Szprotawie i Żaganiowi

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
I jak tu nie wierzyć w krasnoludki
I jak tu nie wierzyć w krasnoludki Tomasz Gawalkiewicz
Bogdan Zakrzewski zbił małą fortunę. I mimo że zapewnia, iż wszystko zawdzięcza samemu sobie, my wiemy, że pomogły mu krasnoludki. I Matka Boża…

Kiedy Nowa Sól stała się krasnoludkowym imperium? Na początku lat 90., gdy w niewielkim mieście działało trzysta wytwórni oficjalnych, ale gnomy lęgły się również mniej oficjalnie: w piwnicach i garażach…

- Ależ skąd - natychmiast prostuje Bogdan Zakrzewski, zwany Królem Krasnoludków. - Ta historia zaczyna się znacznie wcześniej, w mrokach epoki nazywanej „wczesnym Gierkiem”.

Tajemnica Nefretete

Do Nowej Soli przyjechał w 1960 roku z Poznania, z nakazem pracy w kieszeni i głową pełną pomysłów. Pracował, był majstrem, później zastępcą kierownika wydziału, uczył się w technikum odlewniczym, szkoła średnia, początek studiów...

- Małe mieszkanko i perspektywa oszczędzania latami, aby kupić używanego fiata - wspomina pan Bogdan. - A ja, wie pan, zawsze byłem ambitnym facetem. Gdy się ożeniłem i na świat przychodziły kolejne dzieci, wiedziałem, że muszę coś zrobić i sytuacji nie ratowała niezła pensja i kolejne premie za kilkadziesiąt wniosków racjonalizatorskich. Do tego hodowla kurczaków. To wszystko było mało.

Zobacz: Czy wiesz, że w Żaganiu mieszkał autor pierwszej powieści sci-fi?

Początek? Niepozorny. W zakładzie, w którym pracował, znajdowały się stosy drewnianych odpadów. A że zawsze miał jakiś tam dryg artystyczny, zaczął na nich tworzyć wypalane obrazki na drewnie w kształcie tarczy. Pojawiały się grona winogron, brodata postać i napis „Zielona Góra”. Gdy pojechał do Winnego Grodu, aby pokazać te nieco toporne suveniry w sklepach, okazało się, że wszystkie poszły na pniu.

- Jak dziś pamiętam właścicielkę sklepu przy Wrocławskiej - Król Krasnoludków tylko się uśmiecha. - Moje klocki podobały się, ale najchętniej kobieta sięgnęła po taką dziwną, gipsową maskę i zapytała, czy może zrobiłbym jeszcze coś takiego. Popatrzyłem, taka prosta robota. Za moje drewienka chciała rachunek, ale ja nie miałem firmy. Powiedziała: „natychmiast zakładaj, chłopcze”.

I jak tu nie wierzyć w krasnoludki

To nie bajka. Krasnoludki uratowały nie tylko Nową Sól, ale ...

Rozemocjonowany przyjechał do domu. To był dzień Wszystkich Świętych. Rodzina siedziała przy stole, a on przycupnął w kąciku i dłubał w gipsie, który wziął od teściów. Ostatecznie wyszedł charakterystyczny profil Nefretete. Później zrobił formę i ruszył z produkcją…

W kuchni duży stół został podzielony na dwie strefy. W jednej żona wałkowała ciasto, w drugiej on mieszał gips. Za dwie godziny tego mieszania zarabiał tyle, ile w trzy dni w zakładzie. Później były piwnice, wózkownie…

Pamiętacie? Czarne, białe, ze złoconymi elementami. W tamtych czasach można je było znaleźć na honorowym miejscu tuż obok segmentu. Sklepy o Egipcjankę się zabijały, a rodzina Zakrzewskich po pięciu latach przeprowadziła się do ogromnego domu, który nawet jak na dzisiejsze czasy kosztował fortunę. Kroku Nefretete dotrzymywały charakterystyczne czarne maski, które panoszyły się w sieci domów towarowych Centrum obok kryształów i fajansu. Zaopatrywał w te „cudeńka” 194 sklepy w całej Polsce.

Poczuł moc… gipsu. I nagle rozpoczął się kolejny kryzys w PRL, strajki sierpniowe, chciał uciekać z kraju. Padło na Australię. Nie zdążył, przyszedł stan wojenny…
A krasnale? Musimy poczekać następne dziesięć lat.

Matka Boża Betonowa

Ludzie ubożeli w zastraszającym tempie, pracownicy, a raczej pracownice patrzyły na przedsiębiorcę od Nefretete i pseudoafrykańskich masek z nadzieją. Ale produkty zalegały w magazynie, sklepy zamykano.

- Zacząłem zastanawiać się, co robić - wspomina nowosolanin. - Nawet w takim kryzysie ludzie rodzą się i umierają. Ginekologiem nie byłem, zatem został ten drugi biegun. Bieda, ludzi stać było najwyżej na nagrobek z lastriko, na kamienny wazon już nie. Granitowy kosztował 6-7 tys. Później zacząłem produkcję okazałych, ozdobnych wazonów z betonu. Dałem anons do gazety rzemieślniczej. Telefon się urywał. Chcieli po sto sztuk, a ja ile mogłem? Jeden, dwa…

I znów rozpoczęła się hossa. Do pana Bogdana telefonowali kamieniarze z całej Polski. Betonowa galanteria pasowała w sam raz do ich asortymentu. Wazony, a raczej okazałe gazony schodziły jak woda. Pojawiali się nawet Niemcy.

- Przyjechał do mnie wówczas kamieniarz gdzieś spod Jarosławia - wspomina nasz gospodarz. - Zapytał wtedy, czy nie mógłbym oprócz gazonów zrobić jakiejś figury na cmentarz. Najlepiej Matki Bożej. Zapytałem, jaka ma być duża. Pokazał ręką, jakieś metr dwadzieścia. Ile się nad nią nasiedziałem… Najwięcej problemów miałem z twarzą, nie mogłem trafić z uduchowieniem jej wyrazu. Co i rusz odcinałem tę facjatę, dolepiałem nowy beton i próbowałem to odtworzyć. Nie wiem, za którym razem się udało...

I znów towar szedł jak ciepłe bułeczki. Ale producent dostrzegł kolejny problem. Betonowe figury były potwornie ciężkie, wolno schły i były trudne w transporcie, wystarczyło jedno uderzenie... Figura ważyła 160 kg i nie na wiele zdały się próby zmniejszenia wagi przez włożenie w środek figury rury.

Nowa Sól zamiast Częstochowy

I tutaj dochodzimy do prawdziwego początku historii o krasnoludkach. Tworzywem nie mógł być beton, gdyż nie utrzyma się jako skorupa. Pozostaje jakieś tworzywo sztuczne.

- O żywicach nie miałem żadnego pojęcia - przyznaje pan Bogdan. - Myślałem o celuloidzie, bakelicie, ale to wszystko chemia i na dodatek kształtowana na gorąco. Byłem chyba w każdym zakładzie chemicznym, rozmawiałem z armią naukowców. Nawet gdy już trafiłem na żywicę poliestrową, potrzebowałem mnóstwa prób utwardzenia… Później myślałem, co zrobić, aby plastik rozlał się w formie równą warstwą. Nikt tego nie robił w Polsce. Materiał miałem dobry. I co dalej? Może formę zrobić z dwóch części, nalać i kręcić? Kupiłem taką małą betoniarkę służącą do mieszania pasz.

Już na samym starcie pojawili się przedstawiciele potentata w handlu dewocjonaliami - Veritas z 224 sklepami w całej Polsce. Matka Boża wagi lekkiej wygryzła cięższą, gipsową, mimo że ta powstawała w samej Częstochowie. Rynek był niewyobrażalnie chłonny, a on robił raptem trzy sztuki dziennie.

Cieciszów to magiczne miejsce. A pałac...

Zniszczono tyle wspaniałych pałaców i zabytków w powiecie ża...

Matki Boże wędrowały w Polskę, piękne, w atłasowym kolorze, barwione lakierami samochodowymi. Do dziś zdobią wiele kościołów, kaplic. Podobnie było zresztą później, po roku 2005, z podobiznami Jana Pawła II i nowosolanin całkiem poważnie mówi, że stworzył największą w Polsce liczbę polskich papieży. I pokazuje olbrzymi plik fotografii, wymieniając dziesiątki miejscowości.
Jednak wróćmy do przełomu, do lat 90.

Cwerki mnożyły się na potęgę

A co z tymi krasnalami? - Wcale nie szukałem nowej niszy, wie pan, w naszym kraju Matki Boże i papieże mogły mi zapewnić dostatek do końca moich dni - wzrusza ramionami pan Bogdan. - Jednak pewnego dnia przyjechał do mnie Niemiec w towarzystwie Polaka i pokazał zdjęcia cwerków, Zwerg to po niemiecku krasnal. Chciałem się pozbyć natręta i rzuciłem: trzydzieści marek plus dwie za opakowanie. A on tylko sapnął z satysfakcją, przybił dłoń i zamówił tysiąc sztuk 75-centymetrowych skrzatów i zapłacił od razu. Pierwsze cztery wzory to krasnal z siekierą w dłoni, z wędką, z sarenką. Niestety, czwartego już nie pamiętam. 250 krasnali dziennie… Niemcy, Holandia, USA, Australia...

Tak rozpoczęła się historia krasnali z żywicy. Przed willą Zakrzewskich ustawiała się długa kolejka busów, tirów. Busy z reguły wiozły krasnale na przygraniczne bazary w Łęknicy, Gubinie, Słubicach. Handlowcy wyrywali sobie jeszcze mokre figurki. Tiry jechały na zachód Europy.

Zdobywały szybko popularność ze sprawą ceny, ale i jakości, szybko „łyknęły” konkurencję z Bawarii, która działała już przed 1945 rokiem. Zakrzewski zatrudniał stu pracowników tylko w jednej hali produkcyjnej.

- W maju 1993 r. sprzedałem trzem kolegom technologię z zastrzeżeniem, że przez trzy lata nie zdradzą osobom postronnym sekretów technologii. Wiedziałem, że to kopalnia złota i nigdy nie zdołam jej sam wyeksploatować - twierdzi.

Trzeba sobie wyobrazić, jak wyglądała Nowa Sól u progu lat 90. 43-procentowe bezrobocie, wynik powolnego upadku przede wszystkich dwóch zakładów - Nowosolskiej Fabryki Nici „Odra” i Dolnośląskich Zakładów Metalurgicznych „Dozamet”.

- Później jednym znajomym technologię zdradzałem, innym sprzedawałem - dodaje pan Bogdan. - Swoje stołki porzucali dyrektorzy, kierownicy, nauczyciele, inżynierowie i potem sami zakładali wytwórnie krasnali. Wielu ludzi zgłaszało się do mnie do pracy na kilka dni tylko po to, aby poznać technologię. Później zakładali warsztaty w garażu, piwnicy. Nieco gorzej wyglądało to, gdy koniunktura się kończyła, a klienci za krasnale płacili góra osiem marek. Spłonęło chyba jedenaście wytwórni, nagły wybuch zniszczył zakład, którego współwłaścicielem był mój zięć. To taka ciemna strona krasnali.

Dziś Król Krasnoludków pracuje raczej dla przyjemności, wymyśla nowe receptury. Bierzemy do ręki sporą replikę „Piety” Michała Anioła. Ciężka. Wagą i wyglądem przypomina marmur z Carrary.

- Robi wrażenie, prawda? - cieszy się nasz gospodarz, gdy przeciskamy się między Matkami Bożymi, „Pietami”, dajemy duży krok nad bocianem.

Uwierzyli w krasnoludki

W Nowej Soli starsi mieszkańcy nie mają wątpliwości, że krasnoludki w najgorszych czasach miasto uratowały, pozwoliły przetrwać. Bo przecież pracę mieli nie tylko ludzie z wytwórni, ale i stolarze, którzy robili ławki. Dla niektórych gnomów potrzebne były latarenki. Produkowano masę żywiczną, formy, farby… Zresztą „wylęgarnie” figur powstawały w całym kraju, chociaż i tak Nowa Sól pozostawała potentatem. Po krasnoludkach pojawiły się bociany, orły, lwy, krowy, żyrafy, konie, a nawet dinozaury i repliki znanych zabytków. Można je zobaczyć, chociażby w parkach rozrywki.

A co z krasnoludkami? Pożyją, w końcu mają gwarancję na 700 lat…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zagan.naszemiasto.pl Nasze Miasto