Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z Żagania w świat! Cudowna podróż do Albanii - krainy orłów!

Małgorzata Trzcionkowska
Małgorzata Trzcionkowska
Zdjęcia z wyprawy do Albanii. Jezioro Szkoderskie, Kruje, Tirana, Butrint, Gjirokaster, Saranda, Wlora. Zachęcam do zwiedzania Albanii, gdy tylko będzie to możliwe
Zdjęcia z wyprawy do Albanii. Jezioro Szkoderskie, Kruje, Tirana, Butrint, Gjirokaster, Saranda, Wlora. Zachęcam do zwiedzania Albanii, gdy tylko będzie to możliwe Małgorzata Trzcionkowska
Jednym z najciekawszych kierunków wakacyjnych podroży jest Albania. Warto tam się wybrać, gdy tylko będzie to możliwe. Gdy przed wyjazdem mówiłam znajomym, dokąd jadę, pytali mnie, czy się nie boję? Jednak po jakiś czasie Albania stała się jednym z modniejszych kierunków destynacji z Polski. Warto zobaczyć egzotyczny dla nas kraj, który oszołamia pięknymi widokami i niewielkimi dla nas cenami. Warto tam się wybrać, zanim "kraina orłów" nie zostanie zadeptana przez turystów. Ten, kto kocha zwiedzanie zabytków znajdzie w Albanii bardzo dobrze zachowane miasta, wpisane do rejestru UNESCO, robiące znacznie większe wrażenie, niż ruiny w siostrzanej Grecji.
  • Od wojny na Bałkanach (1992-95) i rozpadu byłej Jugosławii minęło już wiele lat
  • Bałkany wciąż są tyglem, w którym wrze, a wzajemne animozje są wciąż żywe.
  • Albańczycy nie wszędzie są mile widziani.
  • Wciaż żywe są podziały religijne

Trudne relacje między Albanią, a Czarnogórą

Albania sąsiaduje z Czarnogórą (Montenegro). W Ulcinij, czarnogórskiej miejsocowści wypoczynkowej na granicy, Albańczycy stanowią tam aż 60 proc. mieszkańców. Widać, że Albańczycy (muzułmanie, chociaż nie ortodoksyjni) chcą się różnić od Czarnogórców (w większości prawosławnych). Część kobiet na przykład zasłania włosy, co w samej Albanii nie jest powszechne. Czarnogórcy obawiają się, że Albańczycy zechcą zorganizować referendum i w ten sposób oderwać ich region od kraju. Jest ich sporo także w innych bałkańskich krajach. Na tym tle dochodzi do napięć. Zarzewiem konfliktu jest na przykład Kosowo. Jego mieszkańcy mówią, że są Kosowarami, ale faktycznie są po prostu Albańczykami.

Zobacz film Dozoba/You Tube o albańskiej Wlorze i okolicach

Albańskie symbole budzą emocje

Podczas pobytu we Wlorze (Albania) kupiłam córce czerwoną koszulkę z czarnym, albańskim dwugłowym orłem. Miała ją na sobie podczas powrotu przez Serbię. Co prawda nie rozumiałam języka, ale pogranicznicy serbscy wyrażali duże niezadowolenie, że ma ją na sobie. Na szczęście była dzieckiem, więc skończyło się spokojnie. Nie wiem, jak by zareagowali, gdybym to ja wystąpiła w albańskiej koszulce?
Myślę, że ten tygiel może się rozpłynąć jedynie w Unii Europejskiej, do której wiele krajów bałkańskich aspiruje.

Nadmorski kurort szybko się rozwija

Miejscem mojego wakacyjnego wypadu była Wlora, miasto w którym na plaży łączy się Morze Jońskie z Adriatykiem. Na części szerokich plaż jest miękki drobny piasek, część jest kamienista. Miasto liczy ok. 125 tys. mieszkańców i widać, że bardzo dynamicznie się rozwija. Powstają nowe domy i piętrowe apartamenty nad morzem. W mieście jest klimatyzowana galeria handlowa i sporo atrakcji. Można na przykład pospacerować po muzeach.

Zobacz film bloga PodróżoVanie o Albanii

Schrony szalonego dyktatora

Najciekawszym i najdziwniejszym elementem architektury w całej Albanii są wszechobecne schrony. Najczęściej niewielkie, mieszczące cztery osoby.
Jest ich w całym kraju kilkaset tysięcy. To pozostałość po rządach Envera Hodży, miejscowego dyktatora komunistycznego. Jego obsesją i paranoją było ukrycie całego narodu w schronach, na wypadek konfliktu nuklearnego. Tyran przez wiele lat zastraszał swój naród, który był oddzielony od sąsiadów i jakichkolwiek sojuszy. Chęć wyjazdu była traktowana jak zbrodnia. Wmawiał Albańczykom, że są osamotnieni i ciągle coś im grozi (skąd my to znamy?). A wszyscy na zewnątrz byli wrogami.
Bunkry były zwykłymi, betonowymi okrąglakami, z dachami wystającymi nad powierzchnię ziemi. Z całą pewnością nie uratowałyby ludzi przez bombą atomową. Obecnie elementy bunkrów są wykorzystywane jako falochrony, zaś na wsiach jako piwniczki do przechowywania żywności.
Mimo iż ludzie wiele wycierpieli za czasów dyktatora i starają się te czasy wymazać z pamięci, to tyran obecnie stał się on atrakcją turystyczną. W Tiranie – stolicy kraju można zobaczyć willę Envera Hodży, czy też kupić sobie kubek z podobizną władcy. Minęło wiele lat od jego śmierci (w 1985 r.), a turystom Albania wciąż kojarzy się z obłąkanym dyktatorem.

Brzydsza siostra Grecji?

Tak o Albanii mówi część turystów. Ja jednak uważam, że kraina orłów nie ma powodów do kompleksów. Sporo mieszkańców Albanii pracuje w Grecji lub innych krajach, a zarobione pieniądze inwestują u siebie. Podobnie jak Polacy.
W Albanii można zobaczyć wiele greckich ruin. Jednak w znacznie lepszym stanie i nie rozdeptane przez turystów, jak to ma miejsce w Grecji.
Niesamowite wrażenie zrobiło na mnie starożytne miasto Butrint w Albanii. Gdy później zobaczyłam grecki akropol, nie wywołał we mnie już takich emocji.
Butrint i Gjirokaster to dwa miejsca wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, znajdujące się w pobliżu innej miejscowości wypoczynkowej, Sarandy nad morzem Jońskim.

Spacer po starożytnym mieście

Butrint było starożytną osadą iliryjską, a później przechodziło w ręce greckie i rzymskie. Warto tam się wybrać i pooddychać historią. Bilet wstępu kosztuje ok. 5 euro, ale są różne zniżki. Koło Butrint lub Butrinti są knajpki pod chmurką. Tam jadłam pyszne midje (malże), z plantacji na pobliskiej lagunie.
W mieście Gjirokaster najbardziej zachwyciły mnie kamienne dachy. Ta miejscowość jest nazywana miastem srebrnych (w słońcu) dachów lub kamiennych dachów. Na starówce jest pełno wąskich i bardzo pochyłych uliczek, na których łatwo można się poślizgnąć w nieodpowiednich butach.
Mimo iż cała miejscowość jest wpisana na listę UNESCO, to żyją w niej ludzie. W niektórych starych domach widać plastikowe drzwi lub okna. Widocznie służby konserwatorskie działają opieszale. Również wokół Wlory można znaleźć pozostałości po starożytnych ruinach, położone wśród gajów oliwnych. Słuchając grania cykad można się wyciszyć i odpłynąć do raju…

Pyszne ryby i owoce morza

Jak na miejscowość nadmorską przystało, we Wlorze w Albanii można jeść dużo ryb i owoców morza. Ja zachwyciłam się midjami, czyli mulami, które je się same, ugotowane z sosikiem i cytryną lub z makaronem. Midje hodowane są na lagunach, gdzie woda morska łączy się ze słodką. Tam są całe plantacje i uprawy prawie przemysłowe.
Popularne jest też mięso z kozy. Na obrzeżach miasta lub na wsiach można zobaczyć sklepy rzeźników oprawiających kozy, zaś pod sklepem stoi kolejna koza, przywiązana za nogę, żeby nie uciekła.
Największym przysmakiem jest łeb. Połówki kozich łbów, z okiem i policzkiem znalazłam nawet w zamrażarkach, w dużych marketach. Ja nie zdecydowałam się na skosztowanie tego przysmaku.
Ryby w restauracjach są w miarę tanie. Można zjeść obiad z grillowanymi rybami w granicach 5-8 euro – w zależności od wielkości porcji.
Albańczycy nie wyobrażają sobie życia bez kawy, szczególnie tej z ekspresu, w małej filiżance, do której podawana jest woda. Można też zamówić sobie kawę na plażę, przynosi ją kelner, przechodząc przez jezdnię.
Na śniadanie polecam wszystkim potrawę bałkańską, którą można kupić we wszystkich piekarniach. W Albanii nazywa się byrek, ale w Serbii, czy innych krajach może być burkiem. To bułki, długie paluchy, czy zwinięte ślimaki z ciasta. Ich nadzienie jest najróżniejsze; ser, ziemniaki, mięso. Każdy znajdzie coś dla siebie. Taki ciepły byrek to najpyszniejsza rzecz na świecie. Zimny też smakuje wybornie. Koszt byrka to ok. 50 leke. W Albanii popularne są też potrawy greckie, musaka, sałatki, itp. Warto skosztować albańskich win.

Ceny przyjazne dla Polaków

Środkiem płatniczym w Albanii jest lek albański. 100 leków to ok. 3,51 zł. W stosunku do euro 1 lek to ok. 0,0081 euro. Miałam przy sobie euro, które w razie potrzeby wymieniałam w bankowych kantorach walut. Niezbyt dużo, żeby nie zostały mi leki przy wyjeździe. Można też płacić kartą. W dużych ośrodkach jest sporo bankomatów, z których można pobierać pieniądze.
Jest sporo marketów, w których w większości jest żywność importowana. Można znaleźć też dużo towarów z Polski. Generalnie ceny żywności są porównywane do tych w Polsce. Warto kupować na miejscowych bazarach, gdzie można wytargować korzystne ceny.

Albańczycy kochają samochody

Przejście przez jezdnię w Albanii wcale nie jest proste. Samochodów jest bardzo dużo i poruszają się szybko, nie zwracając specjalnie uwagi na pieszych. Największe wrażenie zrobił na mnie 13-14 chłopiec, który na pobliskim podwórku wsiadł do auta i pognał przed siebie, nie obawiając się najwyraźniej policji.
Później zauważyłam, że samochody są przedmiotem dumy młodszych i starszych mężczyzn. W bardzo wielu punktach miasta, praktycznie co kilkaset metrów znajduje się myjnia, na której Albańczycy pucują swoje skarby. Pod wieczór zaś wyjeżdżają nimi na miasto i krążą po ulicach z otwartymi szybami i „zimnymi łokciami”.

Jak dotrzeć do Albanii?

Jedynym lotniskiem w Albanii jest lotnisko im. Matki Teresy w Tiranie, ale loty z Polski są drogie. Łatwiej dostać się samolotem z Polski na grecką wyspę Korfu, zaś z Korfu kursują promy do Albanii. Ja znalazłam najtańszy pobyt, za pośrednictwem biura podróży. Cena podróży wraz z pobytem (9 noclegów) na dwie osoby (ja i moja córka – bez zniżki) kosztował ok. 1.800 zł. Do tego można było opcjonalnie dokupić wycieczki fakultatywne.
Podróż trwała prawie 30 godzin, przez Czechy, Słowację, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę lub przez Słowację, Węgry, Serbię i Czarnogórę. Tam część turystów wysiadała, dzięki temu można było się rozprostować na siedzeniu. Autokar był dobrze wyposażony i nowoczesny, ale podróż była męcząca. Najlepiej w miarę możliwości przespać całą drogę, ale koniecznie trzeba korzystać z postojów, które odbywają się co ok. 4 godziny. Pasażerowie byli zniechęcani do korzystania z toalety w autokarze, ponieważ „zawartość będziemy wozić ze sobą”. Rzeczywiście, ludzie starali się nie korzystać, zaś przed toaletami na stacjach benzynowych po drodze ustawiali się w kolejkach.
Warto było wysiąść chociaż na chwilę, żeby rozprostować nogi, aby wróciło do nich krążenie.

Kraj przyjazny turystom

Albania to dla nas bardzo egzotyczny kraj, pełen sprzeczności i kontrastów. Podczas podróży po Albanii zmieniają się mocno krajobrazy. Od palm nad morzem po rosochate sosny w górach.
Albania jest w większości muzułmańska, ale panuje tam odłam zwany bektaszyzmem. Bektaszyci łączą islam, chrześcijanizm i inne założenia filozoficzne. Absolutnie nie są fanatykami w wyznawaniu i obyczajach religijnych. Nie stronią także od wina.
Kobiety z głowami zasłoniętymi nikabem można zobaczyć raczej wśród Albanek żyjących w innych krajach i na wsiach, niż w ośrodkach miejskich.

Ludzie są przyjaźni i pomagają turystom, chociaż ich język jest niemożliwy do zrozumienia dla Słowianina.

Trzeba zobaczyć Tiranę, Kruje i Jezioro Szkoderskie

Jezioro Szkoderskie jest największym jeziorem na Półwyspie Bałkańskim.
W Tiranie obowiązkowym miejscem dla turystów jest plac Skanderbega w centrum miasta, z ogromnym pomnikiem Matki Albanii.
Skanderberg był bohaterem narodowym Albanii, walczącym z imperium osmańskim. Koniecznie trzeba też zobaczyć wieżę zegarową, a także meczet Ethem Beja. Katolickim śladem jest katedra św. Pawła, zaś prawosławnym katedra Zmartwychwstania.
Kruje to bardzo malownicza miejscowość u podnóża góry Sarisalltikut. To właśnie Kruje Skandenberg odbił z władania Turków.
Najciekawszym miejscem jest droga na wieżę, która wiedzie przez zabytkowy, rozłożony na wyświeconych kamieniach brukowych bazar. To tak naprawdę wąska uliczka, przy której z obu stron stoją bazary oferujące miejscowe pamiątki, odzież, czy żywność. Tu można się zaopatrzyć w albańską rakiję.
Ulubionym przez turystów miejscem jest miasteczko Virpazar nad jeziorem Szkoderskim. W nim można znaleźć statek i wypłynąć na wycieczkę.

Jeśli ktoś marzy o powrocie wakacyjnych podroży, to warto wybrać właśnie Albanię.

Zobacz film agencji Xihua/x-news Narodowy stadion Albanii zmienił się w pierwszy punkt szczepień na koronawirusa. Jednym z pierwszych, którzy otrzymali szczepionkę, był premier Edi Rama

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na zagan.naszemiasto.pl Nasze Miasto