Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zamordowano sześcioosobową rodzinę w Szprotawie. Po latach rozwikłano sekret krwawej piwnicy

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Tak dziś wygląda wejście do niesławnej krwawej piwnicy
Tak dziś wygląda wejście do niesławnej krwawej piwnicy Dariusz Chajewski/Archiwum prywatne
O tej sprawie, krwawym mordzie na sześcioosobowej rodziny Misków w Szprotawie, pisaliśmy już wiele razy. Jednak tym razem śledztwo detektywów-amatorów dobiegło końca. Ale czy naprawdę? Pytamy o to Macieja Borynę, lidera grupy detektywów-amatorów

Rok 1946… Co kilkadziesiąt lat później skłoniło grupę młodych szprotawian doprowadzenia tego napoły kryminalnego, anapoły historycznego śledztwa? Zajęło ono Wam kilkanaście lat…

Sprawa zabójstwa rodziny Misków Szprotawa żyła przez wiele lat iwjakiś sposób żyje idziś, wpisując się jakby wmiejscowy folklor.

Sprawa zabójstwa sześcioosobowej rodziny pozostaje niewyjaśniona dodziś. Kiedy wraz zgrupą przyjaciół założyliśmy Muzeum Ziemi Szprotawskiej, to wsposób naturalny postanowiliśmy zająć się tą sprawą, ale jedyne, czym wówczas dysponowaliśmy, były miejskie legendy, jakieś skromne zapiski źródłowe potwierdzające jedynie, że takie morderstwo miało miejsce.

Dziś wiem, że natamtym etapie nasze śledztwo wsprawie tego zabójstwa było skazane naporażkę. Jednak naszą wiedzą dzieliliśmy się zmediami.

Co wówczas wiedzieliście?

Zacznijmy odtego, że przez lata żyłem jakby wcieniu tej tragedii, bo poczęści jest to też historia moich dziadków, którzy przybyli pozakończeniu II wojny nate tzw. ziemie odzyskane isiłą rzeczy tropienie tajemnic tej historii ma dla mnie dodatkowy smaczek. Okrwawej piwnicy słyszałem już wdzieciństwie. Oczywiście szprotawianie doskonale wiedzieli, wktórym domu ta tragedia miała miejsce, ale oczywiście, jak to bywa wtakich podaniach, informacje były troszeczkę rozbieżne, padały różne nazwiska, anikt nie operował dowodami, nikt nie potrafił potwierdzić, wskazać jakieś źródeł. Były tylko podania ustne. Utkwił mi wpamięci tylko taki motyw, że ktoś był zakochany wMiskównie iponieważ ona odrzuciła jego zaloty, sięgnął ponóż. Mówiło się też, że był to milicjant.

Kiedy pojawiły się szczegóły?

Gdy donaszych rąk trafiły autoryzowane wspomnienia byłych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej wSzprotawie. Tam bardzo obrazowo iobszernie opisuje zbrodnię porucznik Czesław Kowalczyk, który był wówczas śledczym.

Utkwiło nam zwłaszcza wpamięci jego stwierdzenie, że kiedy wszedł dopiwnicy, wktórej leżały zwłoki, krew wlewała mu się dobutów. Ten milicjant zapisał także, że jednej zcórek Misków, zadano aż 41 ciosów nożem.

Założyliśmy, że to ona musiała być tą dziewczyną, zktórą wiązał się wątek miłosny. Spotykaliśmy się, sprzeczaliśmy, spekulowaliśmy, przekrzykiwaliśmy, prezentując wiele różnych tropów…

Te relacje powstały wlatach 70.?

Tak, to były maszynopisy. Rozmówcami byli milicjanci pracujący naprzełomie lat 40. i 50. Padały także pytania owydarzenia operacyjne itu funkcjonariusze najczęściej mówili, że grasowało wokolicy jeszcze wiele band, mówiono o melinach UPA, oniedobitkach niemieckich oddziałów, odziałalności grup, które dziś określamy mianem oddziałów żołnierzy wyklętych. Były także elementy, powiedzmy, obyczajowe tematy. To, co nas najbardziej zainteresowało, to były oczywiście fragmenty ozbrodni naMiskach. To był pierwszy dokument, który liczył więcej niż jedno zdanie. Autoryzowane wspomnienia trafiły donas jako podarunek mieszkańca Szprotawy. Iznów skorzystaliśmy zpomocy mediów, zwracaliśmy się zapelami oinformacje.

Zadziałały?

Trafiły donas dziesiątki informacji. Może coś iwnosiły, ale nie mieliśmy żadnej możliwości ich weryfikacji. Padały nazwiska osób, które rzekomo miały być sprawcami, współwinnymi. Inagle szok. Zwrócili się donas członkowie rodziny Misków, która już wlatach 70. próbowała nawłasną rękę wyjaśnić sprawę morderstwa. Mieli fotografie, korespondencję zorganami ścigania, sądami, milicją, aprzede wszystkim sygnatury akt sądowych, dzięki którym mogliśmy zwrócić naInstytutu Pamięci Narodowej. Szczęśliwym trafem okazało się, że ta dokumentacja jest dostępna iosiągnęliśmy coś, co nie udało się rodzinie wlatach 70. Dotarliśmy doakt, co było niemożliwe wcześniej.

Bliskim zabrakło konsekwencji?

Raczej wtamtych czasach nie chciano zdradzać pewnych szczegółów śledztwa. Mieszkający wokolicy Jeleniej Góry krewny Misków próbował, pisząc doróżnych instytucji iorganów, zdobyć jakiekolwiek informacje otym morderstwie. Odpowiadano mu, że dokumenty były, naprzykład, zjednego sądu przeniesione dodrugiego. Podobnie było zprokuraturą. Wefekcie spotkał się przedlaty zzastępcą komendanta Milicji Obywatelskiej wSzprotawie ijak wynika zinformacji udzielonych przez niego, część tej sprawy nadal była objęta tajemnicą. Pojawiło się natomiast nazwisko podejrzanego Stefana Ł., który posługiwał się również tożsamością Stefana T., ale nie powiedziano im nic więcej. To kuriozalne, że wlatach 70., 30 lat pozbrodni, sprawa stanowiła tajemnicę państwową.

Spotkaliście się zrodziną ofiar?

Tak, dowiedzieli się, że prowadzimy poszukiwania iskontaktowali się znami sugerując, że być może te dokumenty pomogą nam rozwikłać tę sprawę. Sześć lat temu przyjechało doSzprotawy kilkoro członków rodziny. Otrzymaliśmy barwne kopie korespondencji zorganami ścigania, fotografie, atakże notatki dotyczące wszystkiego, co sami ustalili bądź podejrzewali, że mogło mieć miejsce. My oczywiście nadal nabieżąco informujemy rodzinę opostępach śledztwa.

Wspomniał pan oróżnych relacjach, które dowas trafiały poinformacjach m.in. w„Gazecie Lubuskiej”

Trochę tego było. Około 2010 roku rozmawialiśmy zkolegą jednej zofiar. To byli rówieśnicy, bawili się często napodwórku. Pamiętał feralny dzień odkrycia ciał.

Kontaktowaliśmy się także ze świadkami pogrzebu osobami pamiętającymi tę rodzinę. Nadodatek korespondencja, często anonimowa zinformacjami, które nie były podparte dowodami, czyli dla nas niewiarygodne.

Otrzymywaliśmy także informacje ze wskazaniem nazwisk lub inicjałów sprawcy, świadków, ale potrafiliśmy je rozszyfrować, gdyż korelowały ztym, co wiedzieliśmy. Mimo tych sygnałów śledztwo utknęło poraz kolejny.

Ale był też kolejny przełom?

Nastąpił, gdy nabazie dokumentów zwróciliśmy się zkonkretnymi zapytaniami doIPN, podając tym razem sygnatury akt. Dowiedzieliśmy się nareszcie czegoś konkretnego, tego, co ustaliły organa ścigania. Mieliśmy wdłoni nawet dokumenty, októrych myśleliśmy, że nie istnieją, że wtych biednych latach 40., gdy wykorzystywano nawet stare druki poniemieckie, gdzieś zaginęły. Atu nagle znamy rzeczywiste iprzybrane nazwisko podejrzanego, anawet skazanego, wiemy, kto był współaresztowany, pojawiły się dodatkowe wątki. To nas naprowadziło nakonkretne tropy.

Podstawowe pytanie. Kto zabił?

Stefan Ł. Co ciekawe, waktach IPN nie ma materiałów śledczych, które dotyczyłyby czynności namiejscu zbrodni. Tylko podstawa wyroku, czyli zamordowanie szprotawskiej rodziny. Nie widzieliśmy dokumentacji materiału dowodowego, są tylko kwity dotyczące ubrania, narzędzia zbrodni, nie ma również zeznań świadków, ani innych materiałów, które by go obciążały.

Kim zatem był morderca?

Szprotawskim milicjantem, niskiej rangi. Wówczas występował podnazwiskiem Stefan T. ipozatrzymaniu trafił doaresztu we Wrocławiu. Tutaj rozpoczął się kolejny rozdział tej historii. Został rozpoznany przez ukraińskiego rodaka, jako Stefan Ł. nacjonalista zUPA OUN. Ten mieszkaniec Kłodna Wielkiego oskarżał go oto, że mordował Polaków, że był członkiem UPA isłużył wSS Galizien. Przyjęto jego zeznania iprzytoczono nazwiska innych świadków. Wszyscy potwierdzili tę wcześniejszą tożsamość iwreszcie sam Ł. się przyznaje. Konfrontacje dotyczyły jednak udziału wUPA iSS Galizien. Oszprotawskiej sprawie nic nie ma. Co ciekawe, waktach sprawy nie ma również zeznań opisujących przybycie doPolski ani okoliczności zdobycia nowej tożsamości.

Mieliście poczucie zwycięstwa, sukcesu?

Nie będę ukrywał, że potych wspomnieniach milicjantów irodziny ofiar myśleliśmy, że śledztwo stanęło inic nie ustalimy. Gdy przyszła odpowiedź zIPN to była euforia ipodniecenie. Warto było szukać, dotrzeć. To było takie uczucie spełnienia, wzruszenie. Dotego te emocje najbliższych ofiar, poczucie, że sprawiedliwości stało się zadość. Aprzecież wcześniej wielu ludzi zarzucało nam, cytuję, że niepotrzebnie babrzemy się wstarej krwi, iż reanimujemy złe emocje.

Koniec wieńczy dzieło?

Myślę, że mamy jeszcze kilka pytań bez odpowiedzi. Czy sprawca poniósł karę zasamo morderstwo? Podobno widziano go pokilku latach nawolności. Okazuje się, że śledztwa zostały rozdzielone. Sąd cywilny wGłogowie, oddział wNowej Soli, przejął sprawę zabójstwa. Wrocław prowadził wątek ukraiński. Wtej drugiej sprawie znamy fakty, mamy potwierdzenie odbycia kary - posześciu latach Ł. zwraca się oskrócenie kary oczas aresztu. ZGłogowa mamy tylko korespondencję zsądem wrocławskim, oprzekazanie dokumentów. Tymczasem okazuje się, że mimo tego, iż są kompletne akta tego sądu, nie ma akurat tych konkretnych dokumentów. Brak tej sprawy nawet wewidencji. Jakby jej nie było.

Macie swoją teorię?

Przyszło nam namyśl, że ma to związek ztym, że jeszcze wlatach 70. sprawa była objęta tajemnicą. Podejrzewaliśmy, że Ł. podjął powyjściu współpracę ze służbami PRL.

Wiem, że natknęliście się naosobę Szabatury. Przypomnijmy, to szef upowskiego kontrwywiadu, odpowiedzialny m.in. zaokrutny mord napoecie Zygmuncie Rumlu.

W jednej zpisanych relacji trafiliśmy nainformację, że powojnie miał on być wSzprotawie szefem UB. Łącząc pochodzenie Ł. iSzabatury poszliśmy tym tropem, badając wątki agentury UPA idziałanie nacjonalistów wpolskich organach bezpieczeństwa. Wręcz wysuwamy tezę, że Ł. zSzabaturą mogli się znać. Moim zdaniem wielu autorów Szabaturę błędnie zidentyfikowało. Wiem oczterech Szabaturach w UPA. Doszedłem downiosku,że niepotrzebnie stawiano naFiodora, który był szefem oddziału iszefem policji w Kowlu izbiegł dolasu. W1944 roku już nie żył. Jednak podotarciu szukałem wytwórcy informacji, że miał być wSzprotawie. Wszyscy powołują się naRadluka partyzanta AK, aon tylko pisał, że Szabatura odpowiadał zaten mord. Inny Szabatura został rozstrzelany w1960 przez KGB, akolejny miał być zastrzelony przez innego agenta UB, który zacierał ślady swojej wcześniejszej działalności…

Czy mieliście wtym momencie stuprocentową pewność, że wszystko wiecie otej zbrodni

Gdzież tam. Naprzykład posługując się metodami profilerskimi wykluczyliśmy wcześniej, że mogła tę zbrodnię popełnić jedna osoba. Sterroryzowanie, zamordowanie, przeniesienie ciał sześciu osób wydawało się niemożliwe.

Ale skala zwyrodnienia, liczba ciosów zadana Miskównie wskazywały naafekt, miłość, amoże chęć uniemożliwienia rozpoznania. Amoże była to zbrodnia natle narodowościowym, takie „klasyczne” dla wołyńskich rzezi okrucieństwo.

Mieszkańcy, którzy widzieli iwiedzieli, mówili owyłupanych oczach, poćwiartowanych ciałach. Była też sprawa wieńca, który spoczął nagrobie Miskówny zszarfą „od narzeczonego”. Podobno był to jakiś zakochany wniej leśnik. Amoże był to wieniec odmordercy?

Zaraz, ale przecież wdokumentach IPN nie było szczegółów zbrodni…

Tak iteraz dochodzimy dowielkiego finału. Rzeczywiście, wmateriałach śledczych nie było nic natemat sposobu działania sprawcy. Wiedzieliśmy, że wszystkie ciała były ułożone obok siebie wpiwnicy, leżały wkałużach krwi. Inagle, napoczątku minionego roku, skontaktowała się znami wnuczka Gromadzika, byłego komendanta MO wSzprotawie, mówiąc, że wdzienniku jej dziadka są informacje natemat morderstwa. To był szok iniedowierzanie, straciliśmy przecież już nadzieję nakolejne szczegóły. Inagle, jakby znikąd, pojawia się ten pamiętnik. Okazało się, że to Gromadzik przyjął pierwsze zeznanie odŁ. Opisał szczegółowo przebieg całej zbrodni ito, co się działo bezpośrednio pozbrodni. Gdy to czytaliśmy, łzy cisnęły się dooczu. Wiadomo makabryczna zbrodnia, ale nagle poznajemy szczegóły tego okrucieństwa, które nie mieści się wżadnych kategoriach. Izgodziliśmy się zwcześniejszym stwierdzeniem Kowalczyka, że skala okrucieństwa była wstanie poruszyć nawet tych, którzy przeżyli okropieństwa wojny.

Co było wzeznaniach zabójcy?

Przyznał się domorderstwa, stwierdził, że dokonał go sam iże rzeczywiście naKresach był woddziale ukraińskim, że mordował Polaków iRosjan. Uciekając przedSowietami, przybył doSzprotawy izostał milicjantem. Został aresztowany dzięki kobiecie, doktórej, cytując, Ł. się zalecał. To ona przyszła doGromadzika istwierdziła, że nie chciała być wzwiązku ztym milicjantem, bo wiedziała, że wcześniej był zMiskówną. Kilka dni wcześniej Ł. przyszedł zzakrwawionym mundurem zprośbą owypranie, mówiąc, że zabrudził go przyzabijaniu kur. Skojarzyła zzabójstwem iprzyszła doGromadzika. Ten postanowił Ł. wysłać wteren iwjego mieszkaniu pobrał próbki zmunduru. Potrzech dniach miała przyjść już informacja, że namundurze była krew zamordowanych. Wówczas Gromadzik wezwał Ł. imetodami śledczymi zachęcił dorozmowy, obiecując, że wprzypadku przyznania się dowiny wyrok będzie łagodniejszy.

Opisał, jak dokładnie dotego doszło?

Według jego opowieści to Miskówna zabiegała ojego względy, ale on miał dość. Wówczas dziewczyna miała zagrozić, że jeśli doniej nie wróci, opowie ojego przeszłości. Całą noc myślał idoszedł downiosku, że jedynym wyjściem jest zabicie całej rodziny. Przyszedł, przytulił dziewczynę napowitanie, poczym ją udusił, podciął gardło iwrzucił dopiwnicy. Później przyszły dzieci ze szkoły. Gdy dwaj chłopcy weszli dodomu, jednego wysłał powęgiel. Wten sposób poderżnął gardło obu. Wieczorem zpola wrócili rodzice. Pierwsza była matka, która podzieliła los dzieci - została ogłuszona izabójca poderżnął jej gardło. Ojciec - jak mówił - miał twardy łeb inawet zpodciętym gardłem się rzucał ipoplamił jego mundur. Później Ł. rozsypał pieniądze, aby wszystko wskazywało nanapad rabunkowy, przebrał się wubranie Miski iposzedł dotej kobiety.

Ta relacja wpamiętniku jest wiarygodna?

Jest trochę nieścisłości wporównaniu zdokumentami IPN. Zpamiętnika Gromadzika wynika, że zamordowano siedem osób, aofiar było sześć. Mówił, że znał oddawna Misków, pomagać mu mieli jeszcze naKresach, wdziałaniu UPA, co raczej nie mogło mieć miejsca. Zaintrygowało mnie również to, że wciągu trzech dni przyszła ekspertyza badań krwi zpotwierdzeniem, że to krew Miski. Nie mamy całego pamiętnika, ale wnuczka zapewnia, że przekazała wszystko, co było oSzprotawie. To naprawdę kuriozalne, że nie ma dowodów, że został skazany zamorderstwo skoro się przyznał komendantowi. To trochę wskazuje napróbę celowego ukrycia tego śledztwa.

Dlaczego?

Wielu historyków ipamiętnikarzy pisze, że nacjonaliści zUPA wchodzili wposiadanie polskich tożsamości dokumentów itutaj próbowali się przenosić. Jako poboczny wątek zainteresowało nas wpamiętniku dwóch kolegów Ł., którzy mieli przyjąć zlecenie zabójstwa lokalnego polityka. Czyli zakładam, że Ł. nie przybył tutaj sam. Wiemy, że worganach było więcej osób ze związkami zUPA, mamy wiedzę otrzech osobach.

Aby wyczerpać sprawę, sprawdzaliśmy, skąd Ł. mógł mieć dokumenty Troszczenki. Znamy tożsamość tych kolegów, badaliśmy także sylwetki pierwszych szefów UB wSzprotawie.

Wliteraturze można się spotkać zinformacjami, że naziemi szprotawskiej, nawet dolat 60., były prowadzone działania agenturalne UPA. Szprotawa stanowiła ważny punkt przerzucania nacjonalistów nazachód, podejrzewano duchownych, że wystawiają lewe zaświadczenia okatolickim chrzcie. Otrzymaliśmy jeszcze wiele podobnych sygnałów, ale okazuje się, że nadal ten temat jest otoczony zmową milczenia inieco strachem. Nadcałą tą sprawą wisi głębsza tajemnica okresowym, wołyńskim charakterze.

Słowem, koniec?

- Nic podobnego. Już zamówiłem kolejną porcję dokumentów IPN. Jest jeszcze wtej sprawie kilka znaków zapytania ione nie dają nam spokoju. Ale tak już jest ztajemnicami. Iciągle mamy nadzieję, że jakiś telefon, list pozwoli nam dowiedzieć się czegoś jeszcze.

Zobacz też:

Krwawy mord w Szprotawie

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zagan.naszemiasto.pl Nasze Miasto